Już pojedyncza zemsta smakuje słodko, ale jeśli nagle dokonuje się ich
kilka i to w niezwykle oryginalny sposób… Celem okazuje się niezbędny
element anatomii kobiecej po żmudnym kursie akrobacji cyrkowej,
wykorzystywany perfidnie i z wyrachowaniem, szerząc zamęt i mnóstwo
zawirowań damsko-męskich. Pewien oprych ze złamanym sercem, po latach
poszukiwań, odnajduje niewierną. Niczego niepodejrzewająca żona czyta
absurdalny pozew rozwodowy. Omotany erotycznym szaleństwem mąż żąda
separacji od stołu i łoża, acz z mizernym skutkiem… Emocje szaleją w
biurze projektów i na terenie budowy przyszłego wesołego miasteczka.
Heroina romansów opala zasadniczą część ciała kawałkami i w ciągłym
ruchu. Zewsząd nadlatują krwiożercze kawałki drutów kolczastych, butelki
z kwasem i przedpotopowe narzędzia tortur… A w środku tego wszystkiego
potomek historycznych wikingów, o uzębieniu całkiem normalnego koloru,
spokojnie wcina hektolitry polskich flaków…
Miałam wielkie dylematy czy kupić tą książkę, bo po poprzednich niewypałach obawiałam się wydać niepotrzebnie pieniądze. Obawy się sprawdziły. Ja tak naprawdę nie wiem o czym jest ta książka. Cała akcja rozgrywała się tak powoli i ślamazarnie, że z bezsilności nie miałam siły nawet przewracać kartek i naprawdę wyczekiwałam, kiedy książka się skończy. To miala być udana książka, której akcja dzieje się w miejscach znanych autorce- w biurze architektonicznym. Ale jeśli Chmielewska myślała, że taki zabieg pozwoli ukryć wady samej fabuły, to niestety-nie trafiła :(
wpadka.
Moja mama uwielbia Chmielewską, ja zaś - niekoniecznie. A ta książka - po Twojej recenzji - tym bardziej mnie jakoś nie kręci. Choć powiem Ci szczerze, że pierwszy akapit recenzji czytałam dwukrotnie. Tak zamotałaś, że nie wiem, o co chodzi :) I gdyby nie akapit drugi, pewnie byłabym zachęcona do przeczytania książki ;)
OdpowiedzUsuńheh:) przepraszam,ale to nieświadomie, po prostu ta książka mnie tak rozczarowała,że az mi słów brakło :)))
UsuńWłaśnie Ci nie brakło, bo napisałaś to tak poetycko, tak zagmatwanie, tak ładnie, że aż... chciało się biec do biblioteki, albo najbliższej księgarni ;) Ale drugi akapit zdecydowanie podciął skrzydełka ;) Efekt - zamierzony czy nie - świetny :)
UsuńJestem fanką pani Chmielewskiej, można powiedzieć że od dzieciństwa, jednak uwielbiam jej starsze książki ... nowsze niestety nie dorównują starszym ... a szkoda.
OdpowiedzUsuńno i Chmielewska i Musierowicz maja lata świetności za sobą... z przyzwyczajenia czytam nowości, ale wracam najczęściej do tych starszych wydań...
Usuń