Jeden telefon i jeden e-mail sprawiają, że komendant Martin Servaz zostaje wciągnięty w wir mrocznego śledztwa. Będzie musiał stawić czoło duchom z przeszłości i ponownie poczuć ból dawno zabliźnionych ran.
W Marsac zostaje zamordowana jedna z wykładowczyń. Kilka dni później hodowca psów zostaje rozszarpany przez własne zwierzęta. Czy te dwa zdarzenia coś łączy? Kto i dlaczego rozpętał w spokojnym miasteczku uniwersyteckim szaleństwo śmierci? Czy to sprawka seryjnego mordercy, który dwa lata temu zbiegł z więzienia?
Dobra wiadomośc jest taka, że ksiązka nie jest bezpośrednim nawiązaniem do "Bielszego odcienia śmierci". Głowny wątek jest całkowicie nową historią, nie trzeba tak naprawdę znać poprzedniej części, żeby zrozumieć wydarzenia. Autor wyjątkowo przebiegle miesza ze sobą poszczególne wątki, wysuwając co rusz to jeden, to inny na prowadzenie. Trzeba się mocno skupić i mieć niezłą pamięc, aby odnaleźć się w tych wszystkich przypuszczeniach, domniemaniach i coraz to nowych pomyslach na podejrzanego. Sama akcja prowadzona jest w naprawdę imponującym tempie, mieszają się co chwile podejrzenia, wychodzą na jak coraz to nowe ślady, dowody, brak alibi. Głowny detektyw, Martin Savrez, pokazuje swoje ludzkie oblicze, takie ze slabościami i ułomnościami, co czyni go bardziej wyrazistym bohaterem, niż w części pierwszej.
To skoro były dobre wiadomości, to jakie są złe? Jak dla mnie wprowadzenie Juliana Hirtmanna,seryjnego mordercy z pierwszej części, ponownie na stanowisko głównego podejrzanego było lekko rozpaczliwą próbą przyciagnięcia zainteresowania czytelnika. Ok, skoro obie części cieszą się takim zainteresowaniem nie dziwi wydanie kolejnego tomu, oznacza to, że jakis wątek musi być wspólny dla wszystkich części, ale naprawdę długo się zastanwiałam: po co?
Nie jest to jakiś wielki zarzut, bo książkę tak czy inaczej czyta się rewelacyjnie.